Forum Karczma "U Cesarza" Strona Główna  
 FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 Nowy AAR - "konkurencja" dla Qartera :P Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Michu wojak



Dołączył: 03 Lut 2008
Posty: 178 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ustroń

PostWysłany: Sob 19:03, 09 Sie 2008 Powrót do góry

Nie no, trochę podobieństwa jest Smile Choćby charakter wypowiedzi, czy sposób prowadzenia walki. Tzn. jak Camthol wali tekst typu: "Wypatrujcie mnie, któregoś tam dnia o świcie." A potem znika gdzieś i jak mniemam poleciał po więcej wojsk. Dokładnie tak jak Gandalf we Władcy Pierścieni 2 Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viltharis
Naczelnik


Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 3626 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:32, 09 Sie 2008 Powrót do góry

Panowie, każda inspiracja jest dobra, a już zwłaszcza takim pisarzem jak Tolkien. :>


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Michu wojak



Dołączył: 03 Lut 2008
Posty: 178 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ustroń

PostWysłany: Sob 21:04, 09 Sie 2008 Powrót do góry

Popierałem tylko Kamsztora, w jego tezie niezwykłego podobieństwa postaci Dvk oraz Gandalfa. Nie mówiłem o całym AARze Smile


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kamsztor



Dołączył: 28 Maj 2008
Posty: 115 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Parva Cracovia
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 10:36, 10 Sie 2008 Powrót do góry

Danielos napisał:
Klasztor napisał:
Twoja postać to niemalże Gandzia we własnej osobie.


Lol... nie widzę zbytniego podobieństwa...



Spiczasty kapelusz(Który mimo wszystko jest dość rzadko występuje w światach fantasy), Starzec z brodą, krzaczaste brwi, gadka o przybyciu o świcie.. Chyba nawet oczy są takie same Razz
A Mądry to przydomek Sarumana Wink

PS. Co się tak tego Klasztora uczepiłeś?

Viltharis napisał:
Panowie, każda inspiracja jest dobra, a już zwłaszcza takim pisarzem jak Tolkien. :>


To nie jest inspiracja, to jest zrzynanie Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kamsztor dnia Nie 10:45, 10 Sie 2008, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Michu wojak



Dołączył: 03 Lut 2008
Posty: 178 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ustroń

PostWysłany: Nie 10:53, 10 Sie 2008 Powrót do góry

Cytat:
To nie jest inspiracja, to jest zrzynanie


Nie sądzę. Jeżeli wymyślę sobie postać, np małego elfa to zrzynam pomysł Tolkiena na Goluma? Raczej nie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Michu wojak dnia Nie 10:54, 10 Sie 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 13:59, 10 Sie 2008 Powrót do góry

Pffff... :P

Spiczaty kapelusz, brodaty typ... No do cholery, przecież moja postać to Mag Europejski! O.o

Ano fakt, zachowanie Camthola podobne do Gandalfa, ale skutek tego będzie troszkę inny... ;) O tym przekonanie się w III epizodzie :P

A teraz... oceniajcie epizod, a nie moją postać... :)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
SOBD^Fugiel



Dołączył: 31 Sie 2007
Posty: 279 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jasło/obecnie Kraków
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 9:15, 11 Sie 2008 Powrót do góry

Szczerze to nie wiem jak mam to ocenić. Stylistyka jest dość dobra, choć nasunęło mi się kilka błędów------> szczere nie chce mi się ponownie szukać ich w tekście. Na ogól jest dobrze...

Cytat:
Widma zaczęły ich rozszarpywać na strzępy.


Jakoś to mi nie pasuje. Skoro widma zaczęły ich rozszarpywać, to chyba już w jakikolwiek sposób to zrobiły. Więc dlaczego potem bohaterowie wstają i idą, jakby nigdy nic? Ból pleców? Żadnych obrażeń? Tutaj lepiej jakoś zmienić...

Cytat:
Z nieba spadł lodowy pocisk, zamieniając wszystkie widma w lodowe posągi, za wyjątkiem Arhshaviika


To daje do myślenia. Skoro duchów było AŻ tyle, to mogłeś panie Danielosie opisać w jakiś sposób ogrom tego pocisku, który zamienił tyle duchów w lód. Raczej to nie byl pocisk wielkości piłki nożnej:P

Cytat:
Kompani zacisnęli ręce na swej broni, a potem z dzikim wrzaskiem ruszyli na armię. Zaczęło się...


Ekhem.... mamy do czynienia z bohaterami miary Herkulesa, bądź jakiegoś innego pół-boga? Dwóch przeciw całej armii nie jest dobrym rozwiązaniem, chyba że oczywiście coś fajnego wymyśliłeś w kolejnym epizodzie i wytłumaczysz ten ich.... chory czyn...


Ogólnie więcej się nie będę czepiał. Dialogi nie są złe, obrazków i tak nigdy nie oceniam, walka nawet fajnie opisana, dużo więcej opisów niż poprzednio co mi się spodobało. Musze poprzeć jeszcze nieco pana Michu Wojaka z podejściem do patrzenia z balkonu... hehe... też się zastanawiałem jak to tam byłoRazz

Tekst mnie wciągnął. Ciekawiło mnie co będzie dalej. Nie przynudzał. Szczerze więc podobał mi się, ale jednak jest kilka drobnych błędów, które oczywiście można poprawić. Podobieństwo twojej postaci do Gandalfa z Władcy nie przeraża mnie aż tak bardzo... hehe... wiem po sobie czasem sam tak mam jak coś piszę...

Z niecierpliwością czekam na kolejną część. Ciągle wypatruję tylko swojej postaci bądź Kamsztora. Hehe... pisz dalej Danielosie, tylko może pisze nieco szybciej...Razz


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kamsztor



Dołączył: 28 Maj 2008
Posty: 115 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Parva Cracovia
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 11:14, 11 Sie 2008 Powrót do góry

Michu wojak napisał:
Cytat:
To nie jest inspiracja, to jest zrzynanie


Nie sądzę. Jeżeli wymyślę sobie postać, np małego elfa to zrzynam pomysł Tolkiena na Goluma? Raczej nie.


No nie, chodzi mi o jednoczesny byt wielu podobny cech w jednym obiekcie... zresztą Gollum był Hobbitem Razz


Danielos von Krausos Razz napisał:
Pffff... Razz

Spiczaty kapelusz, brodaty typ... No do cholery, przecież moja postać to Mag Europejski! O.o


I Każdy mag europejski MUSI mieć brodę? Razz Zresztą nie przejmuj się, ja się zawsze czepiam Razz


Post został pochwalony 1 raz
Zobacz profil autora
Blademan



Dołączył: 14 Lip 2007
Posty: 553 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 37 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: BIESZCZADERY
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:03, 31 Sie 2008 Powrót do góry

OOOOo Super super , trochę długo zajęło mi czytanie tego , tzn. same przygotowanie do czytania itp. wiesz o co chodzi Wink Ale dobrze , że sie zebrałem i to przeczytałem xD Bo super tekst 10/10 Very HappyVery Happy Dawaj kolejne części ;p następne przeczytam bez problemu;D


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Apollo



Dołączył: 18 Sie 2008
Posty: 27 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 15:11, 01 Wrz 2008 Powrót do góry

Bardzo dobre 10/10 !!!! Gratulacje


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:22, 08 Lis 2008 Powrót do góry

Dziękuję, dziękuję. Razz No więc, niedawno zabrałem się za III epizod i go ukończyłem. Nie wyszedł mi tak, jakbym sam tego chciał, no ale cóż, brak weny oraz ograniczona ilość czasu daje się we znaki.. Rolling Eyes

_____________


USUNIĘTO. Poprawka już wkrótce. ^^

____

chciałem dać grafikę z królem i dwoma starcami, ale nigdzie nie znalazłem. Confused


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danielos von Krausos dnia Nie 15:14, 04 Sty 2009, w całości zmieniany 4 razy
Zobacz profil autora
Michu wojak



Dołączył: 03 Lut 2008
Posty: 178 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ustroń

PostWysłany: Sob 14:42, 08 Lis 2008 Powrót do góry

No cóż... spodziewałem się, że będzie lepiej... niestety. Sad

Cytat:
Oromis ostatkami sił dogonił Uteshiego, przekrzykując gwar walki


Jeden łucznik przekrzykuje kilka tysięcy żołnierzy, przywzyczajonych do donośnego głosu? No, ok. To mały błąd jest. Smile

Cytat:
-Nie mamy tu szans! Musimy dostać się do miasta!
-Tak, ale jedyną otwartą drogą do miasta jest niewielki, tajemny otwór w murze. Tylko nim wejdziemy do miasta niezauważeni.
Łucznik się zamyślił, a następnie uciekł z pola walki, by się rozejrzeć po okolicy. U brzegu morza, poza miastem zauważył małą, nieużywaną łódkę. Natychmiast pobiegł powiadomić o niej samuraja.
-Nad morzem, około 500 metrów od miasta jest łódka! Można nią popłynąć do portu Mai Dun!


To jest właśnie to, o co się czepiałem do poprzedniego epizodu. Żeby się trochę zastanowili, nim coś zrobią.

Cytat:
Gdy wsiedli na łódkę, nikt ich nie zauważył. Ale gdy tylko wypłynęli na otwarte morze, skierowały się ku nim dziesiątki łuków, ale żadna strzała nie potrafiła ich dosięgnąć. Uteshi wiosłował szybko, jak tylko mógł i, jak widać, nie na daremno. Lecz gdy towarzysze mieli już schować się za murem miasta, jakaś zabłąkana strzała trafiła łódkę tak, że zaczęła się do niej wlewać woda.


Czyli strzała przebiła łódkę na wylot? Poza tym, zdążyli by dopłynąć. Nie była by to jakaś straszna dziura, mogli by rękoma 'wyrzucać' napływającą wodę, zwłaszcza, że tylko jedna postać wiosłowała.

Cytat:
Mimo starań Oromisa, wody przybywało, aż wreszcie byli zmuszeni pływać bez łódki.


Samuraj w zbroi ważącej minimum 30 kg i grubej warstwie tkanin (obrazek prologu) dopływa sobie do brzegu??? No to silny jest.

Nie podobały mi się też te zwroty akcji.
Armia oblega miasto. Inna 'pomocna' armia ściera armię oblegającą z powierzchni ziemi. Smoki ścierają 'pomocną' armię z powierzchni ziemi. I tu przychodzi facet z kamieniem i już sprawę na amen załatwia, wszystkie smoki uciekają. Niszczy niedobitki wspomianych armii. Chaos, chaos i jeszcze raz chaos. Trudno wychwycić sens fabuły z tekstu.

Oczywiście dobre strony też były. Jak choćby opisy postaci:

Cytat:
Władca był rosłym człowiekiem, ubranym w zbroję z brązu. Posiadał długie wąsy i krótką brodę. Starcy zaś byli niskiego wzrostu, a spod ich czarnych kapturów zwisały tylko długie brody.


Trochę mało tu szczegółow, co prawda, ale bardzo dobrze ułożone słowa.

A, i jeszcze jedno:

Cytat:
Na próżno próbowali łucznicy ich tratować, bowiem każda ich strzała odbijała się od twardej skóry potworów.


"Tratować"? To oni byli tacy wielcy i silni, że mogli te smoki tratować?

A więc Ocena:
Fabuła: 4/10
Grafika: 8/10
Słownictwo: 5/10 Byłoby 6, gdyby nie słowa "defensor lub tratować "
Akcja: 3/10
Ciekawość/Wciągnięcie: 7/10
OCENA OGÓLNA: 5+/10, ten plusik tak na zachętę. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Viltharis
Naczelnik


Dołączył: 29 Lis 2005
Posty: 3626 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 45 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:08, 09 Lis 2008 Powrót do góry

No, dobra, najpierw kilka wpadek (od razu mówię, że nie czytałem recenzji innych, dlatego coś się może powtarzać). Oto one:

Danielos von Krausos Razz napisał:
W połowie drogi Oromis stanął w miejscu, wyjął łuk i mocno naciągnął cięciwę.


I co, że on przepraszam z kieszeni sobie go wyciągnął? Taki składany miał? Jak łuk, to albo "odpiął od pasa", jeśli krótki, albo "zdjął z pleców".

Danielos von Krausos Razz napisał:
Uteshi, nie zauważając zaistniałej sytuacji wtopił się w wir walki, nieświadom podjętego wyzwania.


Nie zauważył smoka? Razz

Danielos von Krausos Razz napisał:
Łucznik się zamyślił, a następnie uciekł z pola walki, by się rozejrzeć po okolicy.


Makabra... Razz Facet zatrzymuje się w środku wiru walki i kontempluje, kiedy wokół rozwalają sobie łby, a następnie, po prostu sobie ucieka z pola walki. Nie tak łatwo jest uciec, kiedy z jednej i z drugiej strony napierają na Ciebie fale ludzi, nawet jak jesteś bohaterem opowiadań Danielosa. Razz

Danielos von Krausos Razz napisał:
Lecz gdy towarzysze mieli już schować się za murem miasta, jakaś zabłąkana strzała trafiła łódkę tak, że zaczęła się do niej wlewać woda. Mimo starań Oromisa, wody przybywało, aż wreszcie byli zmuszeni pływać bez łódki.


... Rany, co za nonsens. Wbij sobie w kasztanową łupinkę najmniejszą igiełkę, jaką znajdziesz w domu, weź kubeczek i nalej wody, a następnie puść łódeczkę, wcześniej obciążając ją bardzo niewielką ilością plasteliny. Zobacz czy utonie... Nie zapomnij, żeby plastelina była tak ułożona, żeby przepuścić ewentualną wodę, która będzie się wlewać do środka... aha, to musiałby być bardzo niewielki kaliber szpilki, albo ogromny kasztanowej łupiny...

Dalej bez cytatu, aż do obrazka czarodzieja... to jest zbyt ogólnie. Akcja opisana jest aż zanadto po łebkach. Bardzo to ją przyspiesza i nadaje dynamizmu, ale szczególnie wprowadzenie smoków powinno się wiązać z czymś więcej, na przykład z nutką dramatyzmu, emocje bohaterów, reakcja wojska, panika, poza tym choćby podać kierunek, z którego przyleciały, no cokolwiek, żeby to zyskało jeszcze z trzy razy tyle objętości, znaczy ten opis od przybycia bohaterów do miasta i nadciągnięcia armii pomocniczej.

Danielos von Krausos Razz napisał:
Na próżno próbowali łucznicy ich tratować, bowiem każda ich strzała odbijała się od twardej skóry potworów.


Sprawdź w słowniku co to znaczy "tratować". :>

Danielos von Krausos Razz napisał:
-Camthol... - mruknął Uteshi pod nosem.
Starzec, zbiegając na pole bitwy wyjął z kieszeni opończy wielki, świecący kamień, wyglądający podobnie do tego, który leżał w Krypcie. Podszedł do jakiegoś trupa, nad którym pojawiła się biała powłoka. Została natychmiastowo wzionięta przez kamień, który nagle zaświecił się jasnym blaskiem, po czym rozległ się głuchy trzask. Nim się ktokolwiek obejrzał, niedobitki armii wroga znikły, a smoki uciekły w popłochu. Oromis z Uteshim podeszli do Camthola z niedowierzaniem.
-Na bogów, jak to zrobiłeś?! Już myśleliśmy, że nas opuściłeś. - powiedział samuraj.


Bardzo niefajne, za szybkie zwroty akcji, pomysł wielkiego super faceta, który rozwiązuje całą akcję, przypomina mi trochę, kiczowatą jak na dzisiejsze czasy, modłę deus ex machina z teatru Starożytnej Grecji. Nagle wyskakuje i wszystko dzięki niemu się odmienia (tu dobrze, w Grecji nie za dobrze, ale jednak jest to zbyt dynamiczna zmiana).

Danielos von Krausos Razz napisał:
Poczwara natychmiastowo wzniosła się w przestworza i w mgnieniu oka znikła za morskim horyzontem.


Weź Pan to "natychmiastowo", bo brzmi wręcz potwornie. :> Daj "natychmiast".

Co zaś się tyczy właściwej recenzji:

Generalnie jestem zadowolony z tej części. Ponownie pokazałeś, że rozwijasz swe umiejętności pisania, które, choć jeszcze nie stoją na najwyższym poziomie, mają szansę urosnąć do czegoś naprawdę zdatnego do czytania. Choć nadal nie rozwijasz opisów, stosujesz wiele suchych wyliczeń, które mogłyby zostać troszeczkę rozbudowane. Akcja jest całkiem wartka, płynna i dobrze się to czyta. Ciekawe porównanie pędzących bohaterów do antylopy, nieco naciągnięte, ale śmieszne. :> Paradoksalnie najlepsze z tego wszystkiego jest zakończenie, którego Ci serdecznie gratuluję. Trzyma w napięciu do następnego odcinka, dobra wartka akcja, warto jeszcze byłoby to troszeczkę rozwinąć, ale jest naprawdę super sama końcówka.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:53, 09 Lis 2008 Powrót do góry

Tak, tak, wiem, wiem. Razz

Serdecznie wszystkich przepraszam za rozczarowanie, związane z III epizodem prologu, no ale... Jak już mówiłem, doskwiera mi brak czasu i, co najważniejsze, brak weny. Wyszło całkiem na odwal, bo po prostu nie wpadały mi żadne pomysły. Niestety... Confused


Jednak obiecuję jak najszybciej wydać rzetelną (mam nadzieję Razz ) poprawkę tego epizodu.

Pozdrawiam.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danielos von Krausos dnia Nie 12:53, 09 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danielos von Krausos



Dołączył: 06 Sie 2007
Posty: 584 Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kębłowo
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:29, 26 Sty 2009 Powrót do góry

(Już trochę czasu minęło, sądzę więc, że mogę napisać post pod postem. :>)


Ekhm, jakby tu zacząć... Napisałem poprawkę AARa. Smile Tak na dobry początek napiszę, że ten epizod jest tylko i wyłącznie skupiony na bitwie, bowiem takim miał być. Zwiększyłem nieco opisy oraz dodałem kilka szczegółowych walk, by bardziej można było odczuć klimat wojny. ^^^ Przyznam, świetnie to mi ten epizod nie wyszedł, jednak na razie jestem jeszcze dość słaby w opisie batalii. :>

A więc oto i III ep. AARa. Dziękuję Fuglowi i Kamsztorowi za porady oraz Viltharisowi za poprawienie kilku błędów. Miłego czytania. :>

________


Towarzysze zbliżali się do miejsca walki szybciej niż rozpędzona antylopa. Wysokie, wcześniej białe, a teraz zszargane walką mury rosły w ich oczach, a strach i lęk coraz bardziej wypełniał ich odważne serca. W połowie drogi Oromis stanął w miejscu, zdjął z pleców łuk i mocno naciągnął cięciwę. Stał się tak niepewny, że zaczęła mu się trząść ręka. Już miał wypuścić strzałę, by ta ugodziła jakiegoś nieszczęśnika, jednak niespodziewanie poczuł na sobie czyjś cień i lekki powiew wiatru. Coś świsnęło mu koło ucha, niestety na tyle blisko, by poczuł straszliwy ból. W tym samym czasie jakaś siła wyrwała mu łuk z rąk, a następnie przewróciła go na kolana. Oromis spojrzał zamglonymi oczyma do góry i zobaczył lecącego nad nim ogromnego smoka, wyglądem przypominającego obrzydliwą, oślizgłą jaszczurkę, której każdy centymetr ciała pokryty był paskudną, błyszczącą w słońcu łuską. Nim mężczyzna zdążył wyjąć miecz, potężna bestia o ciemnej skórze odleciała na pole bitwy, wraz z cisowym łukiem Oromisa. Uteshi, ignorując krzyk przerażonego towarzysza wtopił się w wir walki, wbijając pierwszemu lepszemu człowiekowi miecz w plecy. Nie był jednak pewny swojej decyzji, bowiem wiedział, iż musi wyjść z tej bitwy w jednym kawałku. Niestety, nim zdążył się cofnąć, było już za późno. Wokół niego roztaczały się krzyki umierających ludzi oraz wrzaski spragnionych krwi wojowników. Natychmiast rzuciła się na niego z dzikim rykiem grupa czterech rosłych wojowników, okrążając go ze wszystkich stron. Uteshi, zmylony trochę tą sytuacją, od razu otrzymał potężny cios w plecy maczugą, tak, że siła uderzenia rzuciła go na kolana. Jeden z wrogów chciał bezzwłocznie zadać decydujący cios samurajowi, jednak ten błyskawicznie zrobił unik. Poszkodowanym w tej sytuacji był wojak, stojący za plecami Uteshiego, bowiem to on odebrał to śmiertelne uderzenie. Żołnierz, w którego stronę odsunął się azjata, zamachnął się na niego, lecz jakaś zabłąkana strzała ugodziła go przypadkiem w szyję, po czym padł martwy. Jeden z pozostałych dwóch wojaków spanikował, widząc, że w niego też są wymierzone łuki. Zaczął uciekać w popłochu z pola bitwy, jednak jego również dotknęła sprawiedliwość i padł martwy na ziemię. Uteshi ostatkiem sił wstał. Ból jego pleców był ogromny i kręciło mu się trochę w głowie. Mimo iż ledwo sapał, stanął do nierównej walki z najroślejszym z wojowników, który rzucił się na niego, niczym na żyjącą padlinę. Samuraj bronił się jak mógł, lecz rana coraz bardziej mu doskwierała. Nagle wróg legł plackiem na ziemię, przeszyty drewnianą włócznią. To Oromis dobiegł do swego towarzysza, by go wspomóc. W tym samym czasie wokół nich rozpętała się piekielna bitwa.
Image
Wielkie katapulty wyrzucały w stronę Mai Dun mnóstwo kul, wieże oblężnicze wolnym tempem zbliżały się do murów miasta, a balisty wystrzeliwały setki pocisków, przed którymi w panice uciekali przerażeni ludzie. Łucznicy defensora stali wzdłuż fortyfikacji i zestrzeliwali nieprzyjaciół wspinających się po drabinach, lecz w ich miejsce stale pojawiali się nowi. Drabiny wroga co chwila spadały z murów, by ponownie się o nie oprzeć, niczym dorsze, skaczące w górę wodospadu.
Oromis nie widział jednak sensu w tym boju. W głowie krążyły mu przeróżne myśli, często zaprzeczające same sobie, jednak rozsądek nakazał mu zaprzestanie walki. Ostatkami sił dogonił Uteshiego, próbując przekrzyczeć zgiełk bitwy:
-Nie mamy tu szans! Musimy dostać się do miasta!
-Tak, ale jedyną otwartą drogą do miasta jest niewielki, tajemny otwór w murze. Tylko nim wejdziemy do miasta niezauważeni. - krzyknął zrezygnowanym tonem Uteshi.
Łucznik miał nadzieję usłyszeć inną odpowiedź, jednak okazało się, że nie mieli wyboru - musieli walczyć dalej, plamiąc swe miecze krwią nieszczęśników, którzy stanęli im na drodze. Oromis, zmęczony nieustającą walką, zupełnie przypadkiem spojrzał w stronę leżącej u brzegu morza łódki. Jego serce na nowo wypełniło się nadzieją, że jednak uda mu się dotrzeć do miasta. Natychmiast pośpieszył do Uteshiego, przedzierając się przez szeregi wrogów.
-Nad morzem, około 700 sążni od miasta jest łódka! Można nią popłynąć do portu Mai Dun!
Uteshi tylko skinął głową. Dopłynięcie łódką do miasta było bardziej prawdopodobne niż przeżycie całej bitwy, dlatego podążyli jak najszybciej do tratwy, depcząc po drodze dziesiątki trupów.
Nikt nie spostrzegł nawet, kiedy dobiegli do łodzi i wsiedli na jej pokład. Do czasu. Gdy tylko wypłynęli na otwarte morze, swe łuki skierowało ku nim wielu strzelców, szczęśliwie żaden z nich nie był w stanie ich trafić swą strzałą. Oromis wiosłował szybko, jak tylko mógł, jak widać, nie na darmo. Chociaż był wyczerpany przedłużającą się walką, a od dodatkowego wysiłku, zapierało mu dech w piersi, nawet nie pomyślał o tym, by się poddać. Towarzysze mieli już schować się za murem miasta, kiedy jakaś zabłąkana strzała trafiła łódkę, robiąc niewielką dziurkę, przez którą zaczęła się wlewać ciurkiem woda. Uteshiemu udało się szczęśliwie zatkać tę dziurę kawałkiem materiału oderwanym od ubrania. Niestety, kiedy już dotarli do miasta, jego połowa była doszczętnie zniszczona. Domy i mury leżały w gruzach, a trupy niewinnych obywateli ścieliły bruk, wypełniając ulice drażniącym smrodem. Noc zapadła już dawno, ale ogień goszczący na dachach każdego domu rozświetlał drogi, a bolesne krzyki żyjących jeszcze ludzi wypełniały co chwilę ulice miasteczka. Wśród ruin, gruzów, płomieni, bólu i wrzasku przedzierali się towarzysze aż na wzgórze, na którym stał wielki, częściowo zniszczony dom króla grodu. Znajdował się on na końcu szerokiej, krętej alei, wzdłuż której wznosiło się mnóstwo płonących akacji, wyglądających jak ogniste miecze, wbite jeden za drugim w ziemię. Dotarli do domu, stąpając wśród trupów dziesiątek strażników, którzy dzielnie walczyli za życie swojego władcy. Wzbudzało to w towarzyszach obawę, że nie zastaną króla już żywego. Na szczęście, gdy weszli tylko do budynku przez wielkie złote drzwi, na których wyryto historię miasta, spotkali władcę w towarzystwie dwóch starców. Władca był rosłym człowiekiem, ubranym w zbroję z brązu. Posiadał długie, czarne jak smoła wąsy i krótką brodę. Między jego skośnymi, zmartwionymi oczyma widniał długi krzywy nos, a na jego zgarbione plecy spadały lśniące, długie, gładkie włosy, na końcu związane w ogon. Starcy zaś byli niskiego wzrostu. Nosili czarne szaty, ozdobione na rękawach złotymi szlaczkami, a spod ich ciemnych kapturów zwisały długie, siwe brody sięgające aż do pasa. Przygarbieni, potrzebowali drewnianych lasek, żeby w ogóle stać, ale już na pierwszy rzut oka widać było, że nie były one najzwyklejszymi oparciami. Sprawiało to, że dostrzegało się w nich coś wyjątkowego, co u Uteshiego i Oromisa powodwało dreszcze dodatkowo wzbudzając szacunek. Jednak wszyscy trzej byli tak bardzo czymś zajęci, że nie zauważyli nawet wchodzących na salę towarzyszy.
-Musimy odnaleźć osobę, która posiada tego ducha. - rzekł jeden z seniorów.
-Taa, też mi coś. Niby gdzie do diabła rozpocząć poszukiwania?! Nim my znajdziemy tego człowieka, nasze ciała udadzą się na wieczny spoczynek, a Mai Dun zostanie zmiecione z powierzchni ziemi. - odpowiedział mu na to drugi.
-Musimy szybko coś wymyślić, zanim czar ochraniający drzwi domu przestanie działać. - westchnął wyższy ze starców.
-Chwila, mamy gości... - zaczął władca, obracając się w stronę łucznika. Teraz dopiero można było zauważyć jego złotą koronę na głowie, na której lśnił wśród innych mniejszych kryształów, wielki czerwony rubin.
-Kim jesteście i co was do mnie sprowadza?!
-Na imię mi Oromis, przybyłem w towarzystwie Uteshiego. Chcieliśmy popłynąć z tutejszego portu do Arabii, ale nie zamierzamy pozostawić miasta w potrzebie. Chcemy wam pomóc.
-Pomóc... - mruknął niższy matuzal. - Jedyne co nam może pomóc to użycie tego kamienia, który leży w Krypcie pod domem. Ale by to zrobić potrzebujemy brakującej duszy do uaktywnienia mocy głazu. Niestety w tej sprawie jesteśmy bezradni. Chodzi tu o ducha Azjaty służącego Europie.
-Więc pozostaje nam tylko bronić się. - zamruczał władca.
-Dobrze, ekhh... A macie tu jakiegoś uzdrowiciela? - wysapał Uteshi. - Zostałem w bitwie mocno zraniony.
-Oczywiście. - rzekł z ciepłym uśmiechem król. - Athelonie, ulecz naszego gościa.
Jeden ze starców zbliżył się o krok do Uteshiego. Rozłożył szeroko ręce, unosząc je do góry, a między nimi zaczynał się wytwarzać lekki blask, oświetlający w tej chwili połowę wielkiej sali, w której się znajdowali.
-Urval, turuial serkeg risuial! - po tych słowach Uteshi został oświetlony rażącymi promieniami, które biły z rąk uzdrowiciela. Samuraj po chwili zaczął odczuwać przypływ nowych sił witalnych i poczuł się znacznie lepiej. Już miał podziękować starcowi, gdy nagle wszyscy usłyszeli głośne dźwięki rogów. Nadchodziły one zewsząd, odbijając się głośnym echem od wzgórz i murów miasta donośniej niż by to robił jeleń na rykowisku.
-To rogi Ami Tan! Przybyli nam z pomocą! - zakrzyknął jeden starzec, w którego brązowych oczach zabłysnęły radosne płomyki nadziei.
Cała piątka wybiegła na werandę domu, przepychając się jeden przez drugiego. Posiadłość władcy znajdowała się na wysokim wzniesieniu, dlatego można było obserwować pole bitwy. Armia, ubrana w śnieżnobiałe szaty, ozdobione pięknymi wzorami chińskimi, runęła ze wzgórza na wroga jak grom z jasnego nieba. Walka stała się jeszcze bardziej zacięta. Wyposażeni w konie wojownicy Ami Tan okrążyli nieprzyjaciela od lewej i prawej strony, tworząc koło, które zostało zamknięte przez mury miasta oraz biegnących na wroga wprost pieszych wojowników, uzbrojonych w piki i miecze. Wojownicy przeciwnika, zaskoczeni i przestraszeni nagłym zwrotem akcji, zaczęli się cofać w stronę miasta, próbując schronić się za pozostałościami muru. Tam jednak czekały na nich żądne krwawej zemsty niedobitki oddziałów Mai Dun. Mimo, iż wróg miał nadal przewagę liczebną to znajdował się w o wiele gorszej sytuacji. Machiny oblężnicze, niszczone przez jeźdźców, rozpadały się, gniotąc tym ludzi stojących w pobliżu, zaś wrzaski, pełne bólu i grozy rozlegały się po terenie walki, a serca Uteshiego i Oromisa na nowo wypełniły się duchem walki. Obaj natychmiast pobiegli na pole bitwy. Oczy samuraja błyszczały zapałem, ale przede wszystkim chęcią zemsty. Twarz jego przyjaciela natomiast wyglądała na strasznie niepewną i przestraszoną. Czuł straszliwy ból głowy, podobny do tego, jaki odczuwał podczas konfrontacji ze smokiem na wzgórzu, z tą tylko różnicą, iż był to większy ból niż przedtem. Cierpienie, które nie dawało mu spokoju, zwiększało się z minuty na minutę.
W tym samym czasie jedna z ocalałych katapult wroga trafiła jednym pociskiem wieżę, umieszczoną w murze, niedaleko głównej bramy. Uderzenie było tak potężne, że baszta prawe w całości runęła w dół, wraz ze sporą częścią otaczającej ją fortyfikacji. Zniszczone kamienne fragmenty spadały na dół, gniotąc pod sobą wszystkich, których napotkały na swej drodze.
I tak oto spełniły się obawy Oromisa. Podczas, gdy trzy armie walczyły ze sobą pod murami Mai Dun, zza wzgórza naprzeciwko miasta zaczęły się wyłaniać chmary latających, ogromnych potworów. Poczwary o podłużnych szyjach, szeroko rozpiętych skrzydłach i krwistoczerwonych oczach z ogromną prędkością zbliżały się na miejsce walki.
-Smoki! Kryć się, nadlatuje pustynne przekleństwo! Smoki!!! - rozlegały się krzyki wśród wojowników obrońcy. W armii Ami Tan oraz Mai Dun zapanował chaos. Serce nawet najdzielniejszego wojownika wypełniło się trwogą.
Potwory leciały jednak zupełnie bezładnie, w pośpiechu. Wyglądały na wystraszone, jakby przed czymś uciekały. Ich przybyciu towarzyszyły ryki pełne grozy i niepokoju.
Image
Armia, która jeszcze niedawno przybyła z odsieczą i dusiła wroga, rozproszyła się chaotycznie po polu walki, a czarni wojownicy przeciwnika zaczęli nabierać pewności. Jednak gdy smoki tylko dotarły do miasta zaczęły krążyć wszędzie wokół, wcale nie próbując zadać jakiś cios. Wkrótce potem na szczycie wzgórza, od strony którego przyleciały smoki, stanął brodaty człowiek na koniu. W rękach trzymał kryształ, emanujący wielkim blaskiem.
-Camthol... - mruknął ze zdziwieniem Uteshi.
I taka też była prawda, to był Camthol. Zjechał na swoim koniu w dół, a smoki, które wreszcie ruszyły do ataku zaczęły ziać ogniem na wszystkie strony, bardziej z ostrożności niż z chęci zabijania. Mag natychmiast skierował się w stronę Oromisa i Uteshiego, roztrącając po drodze swoją laską każdego, kto mu się napatoczył. Widać było, że mu się śpieszy, a w jego oczach można było zauważyć niepewność i odrobinę grozy.
Gdy był już naprawdę niedaleko bramy, drogę zagrodził mu wojownik o potężnej budowie, który znacznie wyróżniał się na tle innych żołnierzy. Ów wojownik nosił obuwie zdobione złotymi zygzakami, a jego czarne, niczym smoła, spodnie zostały upiększone o czerwone paski, schodzące się w okolicy krocza właściciela. Na klatce piersiowej nosił on krwistoczerwoną koszulę ze złotymi guzikami po prawej stronie oraz takimiż naszywkami na końcu rękawów. Na plecach spływał mu czarny płaszcz, unoszący się lekko przy panującym na polu bitwy wietrze. Spomiędzy dwóch jasnoniebieskich oczu wyłaniał się długi, krzywy nos, a na zmarszczone czoło spadały długie, rude włosy. Zaś po szyi wojownika spływała długa, także ruda, broda, związana w połowie pozłacanym sznurkiem w dwie kity. Na szczycie głowy usadowiony był okrągły hełm z dwoma zakrzywionymi rogami po bokach. Na jego twarzy gościł teraz dziwny uśmiech. Koń Camthola na jego widok stanął na dwóch nogach i zarżał donośnie.
-Cóż taki starzec robi na polu bitwy?! - zaśmiał się szyderczo.
-Zejdź mi z drogi! - odpowiedział stanowczo czarodziej.
-Nie sądzisz chyba, że Cię posłucham?!
-Sądzę, że posłuchasz. - odparł zimno.
-Myślisz, że odejdę bez walki?! Mam zamiar Cię zabić, jak na dowódcę przystało!
Mag zdał sobie sprawę, że jednak nie obejdzie się bez walki. Posłał w stronę przeciwnika lodowy kolec, który z hukiem rozbił się na zbroi wojownika, przewracając go na plecy, czemu towarzyszył okrzyk „cholera!”. Jednak wróg wstał, wyjął dwuręczny miecz z pozłacanym uchwytem i od razu podbiegł do Camthola, który zdążył już zsiąść z konia. Biegnąc, chlasnął maga potężnie przez tułów. Starzec jednak sparował ten cios, ledwo ustając w miejscu. Skontrował go efektownym pchnięciem laską w brzuch, a następnie z obrotu walnął go w prawe ramię, rozcinając mu w tym miejscu skórę. Wojownik aż zajęczał z bólu, jednak nie poddawał się. Z trudem sparował kolejny cios czarodzieja, a następnie uderzył go w lewe biodro. Camtholion ugiął się pod wpływem bólu, za co otrzymał kolejny cios w plecy. Upadł, a jego przeciwnik miał teraz najlepszą okazję, by go uśmiercić. Jednak mag podciął mu nogi laską, przewracając go. Następnie wstał, jak najszybciej tylko mógł, sapiąc głośno z bólu, a kryształ na szczycie jego różdżki zaświecił się lekko białym błękitnym kolorem. Czarodziej podniósł laskę do góry, a wraz z nią podniósł się jego przeciwnik, unosząc się kilka metrów nad ziemią. Ciało wojownika zaczęło wirować i kręcić się w powietrzu, a sam żołnierz głośno krzyczał z przerażenia. Po chwili mag skierował go na szczyt jednej z najwyższych w mieście wieży, która jako jedna z nielicznych nadal stała nienaruszona. Teraz jego przeciwnik był praktycznie uwięziony, a to czarodziej chciał osiągnąć. Jednak czuł nadal ból w lewym biodrze, które mu bez ustanku krwawiło. Z pewną obawą przed cierpieniem przypalił sobie ranę rozżarzonym kryształem różdżki. Ból i dreszcz przeleciały całe jego ciało. Syknął z bólu. Nie było jednak czasu do stracenia, a jego koń leżał już kilka metrów dalej martwy, przeszyty w okolicach szyi dwoma strzałami. Pobiegł więc pieszo do Oromisa. a na jego drodze nikt już nie stanął. Gdy doszedł do łucznika i samuraja krzyknął:
-Wróćcie do króla! Powiedzcie mu, że ma jak najszybciej przybyć na pole bitwy! - po tych słowach wsiadł na krzątającego się nieopodal bezpańskiego konia i ruszył w stronę potworów. Teraz w tej bitwie mogło się zdarzyć dosłownie wszystko. Latające poczwary zdawały się być przestraszone obecnością kryształu, który wpadł w posiadanie maga. Atakowały ludzi nie tak pewnie jak zazwyczaj, jednak wykorzystywały każdą okazję, by zabić kolejnego nieszczęśnika. Jęki przestraszonych i cierpiących ludzi, oraz ryk smoków to były przeważające odgłosy w tej bitwie. Płomieni było wokół coraz więcej. Płomieni, których przybywało równie szybko, jak ubywało otuchy w sercach wojowników.
W trakcie jazdy, czarodziej wysłał w stronę czerwonawego smoka błyskawicę, która w czasie lotu wydawała drażniący uszy pisk. Piorun rozbił się z trzaskiem o odkryty brzuch potwora. Smok zaryczał. Zaczął ziać ogniem na wszystkie strony, paląc tym żołnierzy wszystkich trzech armii. Następnie zatrzepotał potężnie skrzydłami, a dziesiątki ludzi przewróciło się pod wpływem wiatru, wytwarzanego przez poczwarę. Camthol wyjął ponownie z opończy kamień i podniósł go do góry, a ten zaczął się świecić. W tej chwili do maga podleciał smok i w locie wyrwał mu ten kamień z rąk, biorąc go w swą paszczę, nie miał jednak zamiaru go połykać, w wielkiej obawie przed skutkami. Koń z głośnym rżeniem się przewrócił, a jego właściciel poleciał na odległość kilku metrów. Łucznicy Ami Tan próbowali strzałami przedziurawić skrzydła potwora, lecz wszystkie pociski odbijały się od twardej skóry. Czarodziej wstał zgarbiony, lecz zanim potrafił cokolwiek zdziałać, smok odleciał nad morze, wyrzucając magiczny kryształ do wody. Czarodziej rozłożył ręce, trzymając w jednej z nich różdżkę, która zaświeciła się cała teraz rudawym kolorem, takim jakie zazwyczaj towarzyszy zachodowi Słońca.
Camthol wymówił głośno i donośnie te słowa:
-Rûthalion belseleg kemenloth agh aglardel!
W oddali, od strony lasu na wzgórzu, zaczęły dochodzić odgłosy podobne do krakania. Po chwili zza wzgórza wyłoniła się ogromna czarna chmura, coraz bardziej się powiększająca i zbliżająca się.
-Kruki! - zaczęli krzyczeć niektórzy wojownicy z zdziwieniem. Faktycznie, im bardziej tajemnicza chmura zaczęła się zbliżać, tym bardziej nasilało się krakanie i wyraźnie było widać, że nadlatywały ptaki. Gdy czarny obłok zawisł nad polem bitwy, rzucił olbrzymi cień na prawie cały teren walki. Wszystkie kruki natychmiast obsiadły smoka, który wyrzucił kamień, ze wszystkich stron i zaczęły dziobać jego skórę. Smok zaryczał głośno, a następnie wzbił się w przestworza. Zionął ogniem przed siebie, lecz spalił tym tylko kilka ptaków, a reszta się tym nie zlękła. Kilka kruków zaczęło mu wydziobywać oczy. Poczwara zaczęła wydawać jęki i powoli opadała, latając w ślepo w tą i z powrotem. Po chwili potwór z głośnym pluskiem wleciał do morza, przy okazji krążąc jeszcze ślepo chwilę nad wodą. Stało się to z tak wielką siłą, że wytworzyła się wielka fala, która zmiotła kilku żołnierzy, stojących niedaleko brzegu, których, nim zaczęli krzyczeć, już nie było. Chwilowo woda jeszcze lekko bulgotała, ale potem przestała. Bestia umarła. Mniej więcej połowie kruków udało się w ostatniej chwili uciec. Reszta nie zdążyła i razem ze smokiem wpadła do wody. Te, które przeżyły zaczęły rozpraszać się po polu walki. Niektóre atakowały ludzi, inne zaś odważały się nawet nacierać na smoki. Nieliczne za to zaczęły żerować na trupach poległych wojowników.
Kolejny potwór, czarnej maści, zaatakował Camthola. Zionął ogniem, lecz czarodziejowi udało się uskoczyć w bok, by następnie wysłać w stronę smoka naelektryzowaną kulę. Poczwara zasłoniła się swoimi olbrzymimi skrzydłami, które odbiły kulę w inną stronę. Pocisk trafił w ziemię, powodując niewielki wybuch i rażąc tym wojowników stojących w pobliżu. Kilku łuczników wysłało w stronę potwora salwę strzał. Dwie wbiły się w błonę, znajdująca się między dwiema kośćmi, a jedna przypadkiem trafiła staw, łączący dwa gnaty. Smok zaryczał z bólu. Zaczął powoli lądować na ziemi, ponieważ jego skrzydło nie nadawało się już do lotu. Natychmiast rzuciła się na niego masa ludzi. Poczwara w miarę możliwości odganiała ich skrzydłami, ogonem lub ogniem. Dziesiątki ludzi latały w powietrzu, miotane potężnym cielskiem smoka, wielu zaś zostało doszczętnie zwęglonych płomieniami. Czarodziej zbliżył się do potwora. Zwrócił gwałtownie koniec laski w stronę przeciwnika. Nie było nic widać, jednak coś gwałtownie szarpnęło łbem bestii. Smok był przez chwilę niemrawy, a to wykorzystali jego wrogowie. Łucznicy kilkakrotnie trafili go w szyję, ten zaś zaczął się dusić. Mag podszedł do niego jeszcze bliżej i zakrzyknął:
-Wracaj tam, skąd przybyłeś! - po czym wysłał ze swojej laski błyskawicę, która po drodze rozdwoiła się i trafiła potwora w okolice oka. Bestia wydała z siebie zduszony okrzyk, odbijający się echem od murów miasta i wzgórza. Zaczęła się bezsensownie wiercić, co przypominało nieco taniec, a po chwili całe jej ciało zwaliło się na ziemię i już więcej się nie ruszyło. Smok umarł.
Smoki nadal siały spustoszenie na polu bitwy, lecz było ich z minuty na minutę mniej i wykazywały coraz mniej chęci do walki. Gdy zostało ich już naprawdę niewiele, uciekły one w popłochu za horyzont, zostawiając za sobą krzyki przerażonych ludzi, ból i ogień. Miasto zostało uratowane, a rozradowani obywatele, którzy zdołali przeżyć, wybiegli na ulice Mai Dun, w powietrzu rozległ się wesoły okrzyk tryumfu. Wszyscy zaczęli się ściskać i przytulać, mimo iż w większości się nie znali. Ale to im nie przeszkadzało. Najważniejsze było to, że każdy podzielał radość drugiego człowieka i żyje.
Image
W tym czasie król zdążył spotkać się z Camtholem na szczycie wzgórza, leżącego naprzeciwko miasta. Byli tam też Oromis z Uteshim.
-Nie wiem, jak mam Ci dziękować. Bitwa była w naszych oczach już praktycznie przegrana. - ozwał się władca. Jego ręce nadal drżały ze strachu, ale jego oczy rozbłysły łzami szczęścia.
-Na szczęście udało mi się w porę odkryć, że w lesie Girbatil rozsiedliły się smoki. Bardzo dawno znalazłem kryształ, zwany Harbushem, na którego smoki reagują płochliwie i najwyraźniej się go boją. Niestety, kamień jednak nie jest już w moim posiadaniu i raczej więcej nie będzie. Muszę jeszcze zbadać tę sprawę. No cóż, królu, musisz jak najszybciej odbudować gród. I przede wszystkim potrzeba statku, aby Oromis z Uteshim mieli czym popłynąć do Arabii.
-Oczywiście, zrobimy wszystko co w naszej mocy, by wypełnić twe życzenie! Ale jak na razie wracamy do mej posiadłości, czeka nas wiele pracy. - i po tym zdaniu władca grodu, a tuż za nim zgarbieni starcy ruszyli w stronę miasta.
-Cóż, my powinniśmy też iść. - powiedział mag z ciepłym uśmiechem na twarzy. - Chodźcie, zaprowadzę was do domu, gdzie na jakiś krótki czas będziemy mieszkać, o ile nie został on, rzecz jasna, zniszczony. Poza tym uwięziłem na najwyższej wieży dowódcę wrogich wojsk, na takiego przynajmniej wyglądał. Zajmę się nim później, może ma jakieś ciekawe informacje, które moglibyśmy z niego wycisnąć.
Zmęczony Oromis bez słowa poszedł za magiem. Jednak ani on, ani Camthol, nie zauważyli, że Uteshi nie podążył za nimi, tylko stał dalej na szczycie wzgórza, wpatrując się w niebo. Twarz samuraja była przestraszona oraz strasznie blada.
Jednak wszyscy to dostrzegli, gdy nad miastem rozległ się ogłuszający pisk i ryk. Serca ludzi na nowo wypełniły się obawą, że smoki powróciły. Łucznik z czarodziejem obrócili się w stronę samuraja i ujrzeli, jak został on ściśnięty w szpony ogromnego, czerwonego smoka. Oromis wydał głuchy okrzyk, taki, jaki wydaje matka, gdy umiera jej jedyny syn. Poczwara natychmiast wzniosła się w przestworza i w mgnieniu oka znikła za morskim horyzontem.
-Nieee! Uteshi! Ten stwór zabrał Uteshiego!... - krzyknął Oromis, wpatrując się w zachodzące słońce, odbijające się w morskiej płyciźnie. Camthol tylko spojrzał spokojnie w niebo, a następnie w stronę miasta. Obaj byli w tej sytuacji totalnie bezradni. Na ich twarzach zapanowała melancholia.
-To koniec... - mruknął Oromis. Po jego gładkich policzkach spłynęły łzy. Łucznik upadł na kolana i spoglądając w niebo wydał głośny okrzyk. Okrzyk pełen bólu i złości...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danielos von Krausos dnia Pon 18:19, 26 Sty 2009, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)